Rowerzyści – dla jednych mistrzowie ekologicznego transportu, dla innych największa zmora dróg. Jedni mówią, że czują się bezkarni, drudzy twierdzą, że to oni są najsłabszym ogniwem i muszą walczyć o przetrwanie w miejskiej dżungli. Prawda, jak zwykle, leży gdzieś pośrodku – ale nie brakuje absurdów, które podgrzewają atmosferę na trasie. Kto tu naprawdę rządzi? Czy rowerzyści rzeczywiście są nietykalni? A może to kierowcy za kółkiem zachowują się jak właściciele drogi? Sprawdzamy!
Spis treści [ukryj]
Najgłośniejsze grzechy rowerzystów – ile w nich prawdy?
Każdy kierowca zna ten moment – spokojnie jedziesz przez miasto, a tu nagle… bach! Rowerzysta wjeżdża na przejście dla pieszych jak gdyby nigdy nic. Czerwone światło? A komu to potrzebne! Sygnalizowanie skrętu? Ach, to tylko dla amatorów! Do tego jazda środkiem pasa, mimo że tuż obok jest elegancka, świeżo malowana ścieżka rowerowa.
Wisienką na torcie jest grupowa jazda rowerzystów, zwłaszcza na trasach podmiejskich. Bo przecież nic tak nie poprawia humoru jak peleton blokujący całą drogę i zmuszający do ślimaczenia się za nimi przez kilka kilometrów. A gdy zapada zmrok? Oświetlenie? Odblaski? Czasem wygląda to tak, jakby co drugi rowerzysta liczył na to, że kierowcy mają noktowizory.
Brzmi znajomo? Jasne. Ale czy to oznacza, że każdy rowerzysta to bezmyślny buntownik drogowy? Niekoniecznie. Tak jak wśród kierowców nie brakuje piratów drogowych, tak i na dwóch kółkach znajdzie się grupa ludzi, którzy po prostu mają przepisy głęboko w koszyku na kierownicy.
A kierowcy? Święci nie są…
Zanim jednak kierowcy uderzą pięścią w stół i zaczną wymieniać kolejne przewinienia rowerzystów, warto przyjrzeć się własnemu podwórku. Parkowanie na ścieżkach rowerowych – „bo przecież to tylko na minutkę”? A może wyprzedzanie na centymetry, żeby nauczyć kogoś „szacunku do aut”? Nie wspominając już o magicznym znikaniu kierunkowskazów, które w niektórych samochodach najwyraźniej są opcją premium.
Są też sytuacje rodem z thrillera: drzwi samochodu nagle otwierające się prosto pod koła nadjeżdżającego rowerzysty albo wymuszenie pierwszeństwa, bo przecież „to tylko rower, da radę się zatrzymać”. Do tego wieczne zdziwienie, że rowerzysta w ogóle ma prawo jechać jezdnią.
I tak oto koło się zamyka – kierowcy wkurzają się na rowerzystów, rowerzyści na kierowców, a na drogach dalej trwa codzienna walka o przetrwanie.
Jak nie dostać białej gorączki i przeżyć tę jazdę?
Niezależnie od tego, czy masz pod ręką kluczyki do auta, czy rowerową pompkę, zasady są proste. Rowerzyści – bądźcie widoczni, przewidywalni i nie liczcie na cudowne hamulce u kierowców. Kierowcy – zachowujcie dystans, cierpliwość i pamiętajcie, że rowerzysta to nie przeszkoda, tylko uczestnik ruchu.
A jeśli mimo wszystko emocje biorą górę, jest jedno rozwiązanie – zamiast się denerwować, lepiej podejść do tego z humorem. Bo czy jest coś lepszego niż rowerowa koszulka z zabawnym nadrukiem, która rozładuje napięcie? Albo kubek z ironicznym przesłaniem, który umili poranną kawę po kolejnej drogowym absurdzie? Sprawdź te propozycje dla rowerzystów – nie zmienią zasad ruchu drogowego, ale przynajmniej poprawią humor.
Przepisy, które wprawiają w osłupienie
O ile zdrowy rozsądek powinien rządzić na drodze, to niektóre przepisy zdają się być oderwane od rzeczywistości. Na przykład – w Polsce rowerzysta może jechać po chodniku tylko w określonych warunkach (dziecko do lat 10 pod opieką, śnieg i lód, brak ścieżki rowerowej), ale jednocześnie… może zostać ukarany mandatem za to, że jeździ zbyt wolno jezdnią i „utrudnia ruch”. Z kolei w niektórych miastach ścieżki rowerowe prowadzą prosto w mur albo nagle znikają w środku skrzyżowania, pozostawiając rowerzystę z dylematem, co dalej. A najlepsze? Przepisy nakazują rowerzyście noszenie kasku tylko w przypadku jazdy poza miastem, ale w miastach – mimo wciąż rosnącej liczby wypadków – jest to tylko kwestia wyboru. Logika? No cóż…
A wisienka na torcie? W niektórych krajach, jak np. we Francji, rowerzysta może legalnie przejechać na czerwonym świetle – o ile nie utrudnia ruchu i zachowa ostrożność. W Polsce? Nawet gdy droga jest pusta i godzina wskazuje na środek nocy – musisz grzecznie czekać, bo inaczej… mandat.
A jak to wygląda za granicą? Można pozazdrościć?
Okazuje się, że w niektórych krajach rowerzyści naprawdę mają się lepiej. We wspomnianej już Francji w wielu miejscach mogą legalnie przejechać na czerwonym świetle – pod warunkiem, że nie wymuszą pierwszeństwa i zachowają ostrożność. To rozwiązanie działa świetnie, bo eliminuje bezsensowne sytuacje, gdzie rowerzysta stoi na pustym skrzyżowaniu w środku nocy, czekając na zielone.
W Holandii? Tam rowerzysta to niemal świętość – kierowca samochodu praktycznie zawsze ponosi odpowiedzialność za kolizję, niezależnie od okoliczności. W miastach często to auta muszą się dostosować do rowerzystów, a nie odwrotnie. Ścieżki są szerokie, logicznie poprowadzone i dobrze utrzymane. To prawdziwy raj na dwóch kółkach!
Z kolei w Danii istnieją nawet specjalne strefy przy skrzyżowaniach, gdzie rowerzyści mogą ustawić się przed samochodami, żeby mieć lepszą widoczność i bezpieczniej ruszyć na zielonym świetle. To proste, ale skuteczne rozwiązanie, które znacząco zmniejsza liczbę wypadków.
A Polska? No cóż… patrząc na te przykłady, można dojść do wniosku, że jeszcze sporo mamy do nadrobienia.
Kto naprawdę rządzi na drodze?
Na koniec warto zastanowić się, czy rzeczywiście rowerzyści to takie „święte krowy”? A może to tylko wyolbrzymiony mit, który powstaje w wyniku drogowych frustracji? Jedno jest pewne: dopóki będziemy skupiać się na błędach innych, nic się nie zmieni. Może lepiej zamiast kolejnej internetowej kłótni, zacząć od siebie i dać przykład?
Bo na drodze nie chodzi o wojnę. Chodzi o to, żeby wszyscy – i ci na czterech, i ci na dwóch kółkach – dojechali do celu cali i zdrowi.